Honeymoon last stop – Rinjani Mountain

Od naszego powrotu do Polski minęły już trzy tygodnie, a wciąż nie opisaliśmy ostatniego i jednego z najciekawszych miejsc, które odwiedziliśmy w Indonezji – wulkanu Rinjani.

12112804_1060670477279275_905177220_oWiedzieliśmy, że wyprawa trwa kilka dni, trzeba być uzbrojonym w namiot, bardzo ciepłe śpiwory i ubrania. A ponieważ Kacper ma awersję do podążania za przewodnikiem i grupą, musielibyśmy sami się w to wszystko zaopatrzyć, zadbać o odpowiedni prowiant i wszystko to dźwigać na plecach. Po odwiedzeniu dwóch poprzednich wulkanów uznaliśmy, że może już nam wystarczy i nie ma co przesadzać na koniec ;)) Ta myśl towarzyszyła nam do momentu, aż na wyspach Gili stwierdziliśmy, że nie damy rady już dłużej obijać się na plaży i – idąc na kompromis – wykupiliśmy wycieczkę z przewodnikiem.

Nasza wyprawa zaczęła się od przepłynięcia na wyspę Lombok, tam spotkaliśmy innych członków grupy, dostaliśmy śniadanie i nagle… podchodzi do nas pan i ze stoickim spokojem oznajmia, że dla nas wycieczka w góry rozpocznie się jutro. What ?!

Typowy przypadek – nie liczyło się to, ile w grupie jest faktycznie miejsc, ale ile miejsc uda się sprzedać. A później się kombinuje 😉 Stanowcze trzykrotne NIE wybiło panu ten genialny pomysł z głowy i musiał namówić kogoś innego. My wyruszyliśmy!

Poprowadził nas przewodnik przedstawiający się jako “Mister Di”, a towarzyszło mu kilku “porterów” – chłopców, którzy na swoich barkach dźwigają prowiant, namioty, śpiwory, sprzęt potrzebny do przygotowania jedzenia, razem około 40 kilogramów w dwóch wiklinowych koszach, na stopach japonki, na twarzy uśmiech, papieros na każdym przystanku i beztroskie rozmowy. 6 dni pracy w tygodniu, około 14 złotych za dzień.

12084844_1060670467279276_1658325169_o12112782_1060670353945954_291139022_o

Czekało nas tego dnia około 8 godzin marszu. Na początku przewyższenia nie były duże, szło się raczej spokojnie. Ostatnie dwie godziny były już stromym podejściem po skałach i porządnie nas wymęczyły. Ale widok po dotarciu do pierwszego obozu szybko nam to wynagrodził 😉

12085267_1060670457279277_896576548_o

396Bardzo szybko zrobiło się ciemno i ziiiiimno, a na niebie pojawiła się niesamowita ilość gwiazd. Tego żałuję najbardziej – że ich nie uwieczniłam! Ale pokusa schowania się w namiocie pod dwoma śpiworami wygrała 😦

Drugi dzień wyprawy zapowiadał się bardzo przyjemnie. Po pobudce o 6 i naleśnikach z bananem szybkie pakowanie i droga w dół – do jeziora Segara Anak. Z ogromnych przyjemności czekały nas piękne krajobrazy i odpoczynek w gorących źródłach (bezcenne po 1,5 dnia wędrówki bez prysznica)

12086819_1060670710612585_1785379277_n12092775_1060670737279249_1449790828_nTrochę mniej przyjemna okazała się druga część dnia. Chociaż zapowiadały się tylko 2-3 godziny wspinaczki, ostatni odcinek okazał się okropnie trudny. Ja przyznaję, miałam tam chwile kryzysu ;)) Ale kiedy już dotarliśmy do obozu…

12087610_1060670100612646_762411156_nJuż na początku wycieczki okazało się, że grupa jest bardzo podzielona – jedni szli w bardzo szybkim tempie, inni – zostawali mocno w tyle. Na szczęście “Mister Di” miał swojego pomocnika, który wędrował z “wolniejszą” grupą. My i inne osoby, wędrujący z Di, byliśmy trochę zaskoczeni jego zachowaniem … bardzo narzekał na tych, którzy idą wolno, opowiadał o tym, że nie znosi zwłaszcza prowadzić wycieczek Azjatów, którzy nigdzie nie mogą dotrzeć w jego tempie, członków naszej grupy, którzy zostawali w tyle wręcz namawiał na rezygnację ze wspinaczki na szczyt, po to aby nas nie opóźniali… A przecież nikt im wcześniej nie mówił, że na szczyt trzeba “dobiec” o określonej godzinie, wszyscy za wycieczkę zapłacili tyle samo i chcieli mieć taką samą szansę zdobyć Rinjani. No cóż..

Nocowaliśmy na wysokości 2600 mnpm, w nocy czekał nas zatem kolejny tysiąc aby dotrzeć na szczyt. 3 godziny, jak mówił Di – wydaje się niewiele … Pobudka o 2 w nocy, herbata i wymarsz. A co było przed nami? Stromizna i piach. Piach, piach, piach. 1 krok w górę, 2 kroki w dół. Przepaść po obu stronach ścieżki.

Nie będę oszukiwać, dla mnie była to naprawdę bardzo ciężka trasa. Na szczyt dotarliśmy przed zakładanym czasem, już o 5.30, więc jeszcze pół godziny pod śpiworem czekaliśmy na wschód Słońca. Oczywiście, że było warto. Cholernie warto !!! To była jedna z najlepszych rzeczy, na jaką zdecydowaliśmy się w Indonezji, a ja przy okazji, wspinając się na 3726 mnpm, pobiłam swój życiowy rekord. Dlatego naprawdę polecam wyprawę na Rinjani. Ale pod pewnymi warunkami – trzeba bardzo lubić chodzenie po górach, przygotować się na zimno i niewygody, zapomnieć o prysznicu i menu przy wyborze obiadu ;)) Jeśli to wszystko Wam nie przeszkadza – to Rinjani jest strzałem w dziesiątkę.

12064157_1060670923945897_316395510_n12119737_1060670867279236_513914768_o

12112627_1060670897279233_70187798_o425Filmik z wyjazdu już zmontowany.. pokażemy następnym razem 🙂

Miłej soboty!

A.

Honeymoon 9th and 10th stops – Nusa Ceningan / Gili Trawangan

Wyspy, które odwiedziliśmy po Bali… to są te miejsca, o ktorych marzy się w pracy, gdy za oknem jest szaro i zimno. Gdy myslisz o cieple i pięknej plaży, to chcesz byc wlasnie tam. Gdzie woda jest bardziej niebieska niż sobie to zwykle wyobrażamy. Gdzie ogląda sie bajeczne zachody Słońca, pływa w towarzystwie kolorowych rybek, gdzie po prostu sie odpoczywa, bo czas płynie wolno i przyjemnie i niczym właściwie nie musisz sie martwić!

image

Na Nusa Cenningan można dostać się pieszo lub skuterem z pobliskiej, bardziej zaludnionej Nusa Lembongan, a służy do tego wąziutki, żółty mostek sklecony z desek. Na Gili nie słychać szumu silników i nie trzeba sie obawiać upadku na skuterze – tutejszy transport to bryczki, rowery lub bose stopy ;))

image

image

To wszystko nie oznacza oczywiście, ze trzeba tylko leżeć na piasku i nie rozglądać sie wokół. Małe wysepki tez kryją w sobie troche ciekawostek – na Nusa Cenningan na przykład nagrobki “chronione” sa kolorowymi parasolkami. Sa one z reszta tylko tymczasowymi przystankami dla zmarłych – sluza do momentu, aż rodzine stać bedzie na droga i niezwykle ważna ceremonie kremacyjna. Ilość gości i poziom przygotowań przy tej okazji w naszej części świata kojarzylby sie raczej z weselem, dla mieszkańców tej wyspy jest to jednak uroczystość równie radosna – oznacza ona bowiem, ze dusza bliskiej im osoby stała sie wreszcie wolna.

image

image

Ale nie będziemy sie oszukiwać… głównie jednak leniuchowaliśmy ;))

image

image

image

image

Nie trwało to jednak zbyt długo. W ciagu kilku dni poziom relaksu i przyjemności sięgnął zenitu i musieliśmy sobie zafundować trochę wysiłku i adrenaliny, co w Indonezji oznacza oczywiście…wspinaczkę na wulkan ;))

cdn !

A.

Honeymoon 6th and 7th stops – north & south of Bali


image

Zaczynam od zdjecia. Dlaczego? Bo ono mniej więcej opisuje nasze początki na rajskiej wyspie Bali – tego potrzebowaliśmy bardzo po przygodach na Jawie ;)) To, czym nas przywitała to piękne kwiaty na każdym kroku, zapach kadzidełek, targujący sie sprzedawcy i komary – wszystkich wyżej wymienionych nie było na Jawie!

Zatrzymalismy sie w Lovinie, niewielkiej miejscowości słynącej z pojawiających sie u jej wybrzeży stad delfinów oraz pobliskiej rafy koralowej. Skusiły nas obydwa atuty tego miejsca, a wrażenia sa nastepujące: jesli chodzi o snorkling, bawiliśmy sie bardzo przyjemnie oglądając rafę i kolorowe rybki, ale znając juz opowieści i zdjecia z oddalonej o 2 godziny drogi wyspy Menjangan mieliśmy chyba nieco zawyżone oczekiwania 🙂 Morał z tego taki, ze nie trzeba sie sugerować opowieściami innych, bo potem zamiast czerpać przyjmnosc z oglądania w głowie siedzi tylko porównywanie 😛image

image

Jesli chodzi o delfiny, mamy bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony, zobaczenie ich tak blisko, w ich naturalnym środowisku, gdzie robią to na co maja ochotę, a nie to, co dyktuje im treser, jest cudowne. Z drugiej strony, czuliśmy sie jednak jak na polowaniu. Ilośc łodzi wypływająca z Loviny jest zbyt duża, a kiedy sternik na jednej z nich zauważy delfiny, wszystkie pędzą w tym kierunku warczac silnikami…

imageimage

Wchod Słońca – wtedy wypływa sie zobaczyć delfiny.

Na północy Bali chcieliśmy zobaczyć tez słynne wodospady. W poszukiwaniu jednego z nich o wdzięcznej nazwie GitGit, dotarliśmy na niewielki parking, zapłaciliśmy za wejście i podarzajac za znakami, trafiliśmy do wodospadu. Hmm..opisywany jako skomercjalizowany, zawsze otoczony turystami, tym razem był zupełnie pusty, co oczywiście nas bardzo ucieszyło… Kacpra to chyba aż za bardzo ;))

image

image

Po powrocie do hotelu obejrzeliśmy jeszcze raz zdjecia wodospadu GitGit i tajemnica braku turystów szybko sie wyjaśniła – trafilismy pod inny wodospad – nie mamy pojecia jaki, ale bylo pieknie!  😀

Po kilku dniach przyszla pora przeniesc sie na poludnie Bali. Znalezlismy sie w Kucie,  znanej jako dobre miejsce dla początkujących surferow.  Na tym wlasciwie koncza sie zalety tego miejsca,  nie bede sie wiec rozpisywac…  Powalczylismy troche z falami i zabraliśmy sie za zwiedzanie południowych rejonow.

image

Surfowanie w Kucie

image

Wybrzeze przy plazy Padang Padang

received_1046042835408706

Wybrzeże otaczajace swiatynie Uluwatu – przy wejsciu kazdy kto ma odsloniete nogi otrzymuje fioletowy sarong.  Tak ujedniliceni turysci wygladaja wedlug mnie bardzo uroczo ;))

image

Okolice świątyni zamieszkuja malpki.  Najslynniejszy punkt Uluwatu widac w tle.  Do samej swiatyni moga wejsc jedynie wierni.

image

Jimbaran – to miejsce,  ktore absolutnie skradlo nam serca!  Przed zachodem Slonca plaza zostaje przejeta przez stoliki, wokol roztacza sie zapach owocow morza,  a ich smak wszystkich uszczesliwia ;))

Ale zeby nie bylo tak kolorowo i cukierkowo,  na koniec opowiem o zasadach ruchu drogowego w Indonezji…

Czy skuterom potrzebne sa boczne lusterka a kierowcom kaski?  – Niekoniecznie!

Czy na skuterze moze jechac cala rodzina,  tzn na przyklad: rodzice,  kilkulatek i maly bobas?  –  Zaden problem.

Czy wyprzedzamy kilka pojazdow naraz?  –  tak.

Czy robimy to,  mimo ze z na przeciwka nadjezdzaja inne samochody i motory?  – Pewnie,  ze tak.

A czy robimy to wszystko jadac pod gore / z gory /  na zakręcie?  –  TAK!

Zatem dzis,  stosujac powyzsze zasady,  na stromym zjezdzie wyprzedza nas ciezarowka,  ktorej kierowca nie moze zniesc naszej rozsadnej,  europejskiej predkosci.  Po chwili zepchnieci przez ten pojazd,  lezymy zszokowani,  poobijani i porzadnie pozdzierani na drodze. I na szczescie na tym sie skonczylo…

Mielismy szczescie w nieszczesciu… Bylo naprawde malo przyjemnie. Teraz bolesne sa nie tylko skutki wypadku,  ale tez mysl,  ze miejsce,  gdzie udajemy sie juz jutro,  otoczone jest piekna rafa, a zeby ja ujrzec,  bedzie trzeba sie zanurzyc w SLONEJ wodzie…  Ał!  Trzymajcie za nas kciuki i uwazajcie na siebie.

A.

Honeymoon 5th stop – Ijen Volcano & Sukamade

O 2 w nocy z parkingu wyrusza pod górę kilkadziesiąt osób. Mimo że jest ciemno i potwornie zimno a przecież wszyscy przyjechali tu wypoczywać ;)) My wsród nich, tym razem nie samotnie jak podczas drogi na Bromo. Po około 1,5-2 godzinach docieramy na szczyt gdzie spotykamy mężczyzn dźwigających kosze pełne siarki. Uzbrajamy sie w maski i możemy zejść do miejsca, gdzie jest wydobywana.

image

Widok jest niesamowity – niebieskie ognie, kłęby dymu i bardzo ciezko pracujący w tych warunkach ludzie..

image

Po powrocie na gore , około 4 rano, wszyscy przezywają lekki szok – okazuje sie, że tuż obok miejsca, w którym sie znajdowaliśmy wczesniej, roztacza sie piękne zielone jezioro.

image

I znów wschód Słońca, piękne kolory, natura, widoki – nikt nie pamięta, ze nie spał, kazdy jest oczarowany i podekscytowany ;))


image

image

image

Ze szczytu schodzimy około 7 i wyruszamy w dalsza drogę – na ukryta w dżungli plaże Sukamade, tak zwana ‘plaże żółwi’. Juz sama droga jest ekscytująca – jeep przedziera sie przez las, a towarzysza temu niespotykane nigdzie indziej dźwięki i widoki. Mamy szanse ujrzec tukany i wesolo skaczace maplki.

image

image

image

Kilku mieszkańców tutejszej wioski, garstka turystów, brak sieci i dostęp do prądu od 18 do 1 w nocy – Sukamade ❤️

To miejsce gdzie w nocy, pod okiem rangersów, czeka sie na wyjście z oceanu wielkich zolwi a wczesnym rankiem wypuszcza sie do wody maluszki, które wykluły sie w tutejszym ‘żółwim żłobku ‘, z dała od polujących na jaja drapieżników. Wszystko to jest po prostu niesamowite!!! Mieliśmy szczęście zobaczyć około metrową, 70-letnia (czyli młoda!) samice szukająca odpowiedniego miejsca do złożenia jaj. Ten gatunek żółwia składa jaja tylko w miejscu, w którym sie urodził! Oczywiście oglądanie zwierzątka rządzi sie określonymi zasadami – nie podchodzimy blisko, światła używa tylko rangers, nie fotografujemy żółwia z przodu. Jest bezpieczny 🙂

imageimage

image

Na tym kończy sie nasz pobyt na Jawie (na koniec czeka nas jeszcze chwila w Jakarcie). Pełnej miejsc, w których można obcować z natura, poznać życie przemiłych mieszkańców tego miejsca i ich kulturę.

Teraz jestesmy juz na Bali. Bali…ale o tym kiedy indziej ;))

A.

Honeymoon 3rd and 4th stop – Yogyagarta / Bromo

Zacznę od jeszcze jednej pochwaly dla Bale Ku,  o którym pisalam ostatnio – jego wlasciciel byl tak mily,  ze dla nas i 3 dziewczyn z Belgii zorganizowal przejazd do oddalonej o kilkaset kilometrow Yogyakarty,  oszczedzajac nam czasu,  przesiadek i kosztow –  nice!  😉

received_1041834502496206

Główna ulica –  Malioboro,  a na niej – ryksze i stragany w niezliczonych ilosciach

Podobno zamieszkalismy w hostelu,  ktory odwiedzila Nicole Kidman –  na dowod wlasciciel pokazywal nam swoje zdjecia z nia i pozniejsze relacje z portali plotkarskich.. Musze powiedzieć,  ze jesli to prawda,  to równa z niej babka,  bo stawialismy raczej na dobra cene,  niz luksusowe standardy 😛

Yogya jest baza wypadowa do dwoch pieknych swiatyn –   buddyjskiej Borobudur umiejscowionej na wzgorzu, z którego o swicie roztacza sie magiczny widok i hinduistycznej Prambanan,  imponujacej i ciagle odbudowywanej po trzesieniu ziemi.

received_1041834559162867

received_1041834529162870

received_1041834219162901

Borobudur

received_1041834755829514received_1041834775829512

Prambanan

Kolejne 9 godzin w pociagu,  2 w busie i czwarty przystanek – wulkan Bromo. Niesamowite miejsce,  cos czego jeszcze nigdy nie widzielismy. Na wulkan wybraliśmy sie o 3.30, zeby dotrzec tam na wschod Slonca. Kiedy tak szlismy sami w ciemnosciach,  ogarnely mnie wątpliwości, czy nie lepiej bylo postapic jak 99,9% osob,  czyli wynajac jeepa i udac sie na punkt widokowy 😀 okazalo sie jednak,  ze dokonalismy bardzo dobrego wyboru.. niech zdjecia powiedza reszte 😉

received_1041834232496233

received_1041834259162897

received_1041834289162894

Ogromna sila tam drzemie… Przed nami kolejny wulkan juz tej nocy i nie mozemy sie doczekac!

Świat jest piekny!!!

A.

Honeymoon second stop – Pangandaran, Indonesia

Na początek podróży po Indonezji chcieliśmy uciec od wielkich miast. Potrzebowaliśmy luzu i relaksu,  a Pangandaran okazało sie byc idealnym miejscem!

DSC_3485

Chociaz odleglosc miedzy Dżakartą a Pangandaran wynosi 355 km, jej pokonanie zajęło nam niemal 12 godzin. Po dotarciu do miasteczka potrzebowalismy taksowki –  i tu czekała nas pierwsza przejazdzka ryksza ;))

IMG_201508236_054127

Kolejne kilka nocy mielismy spedzic w uroczej bambusowej chatce w miejscu o nazwie Bale Ku. Mialo ogrom plusow –  super klimat,  przemili i pomocni ludzie..  O zabawnych minusach na koniec..

received_1040024916010498

W Pangandaran postanowiliśmy tez rozpoczac swoja przygode z surfowaniem,  a to ze wzgledu na przyjazne dla początkujących warunki (rowniez te finansowe).  Zlapalismy suuuper zajawke i na pewno bedziemy dalej próbować,  chociaz otarcia na kolanach i dłoniach probuja nas troszkę zniechecic..  ;))received_1040024829343840

received_1040024866010503

received_1040024816010508

Ostatniego dnia mialo byc spokojne zwiedzanie,  a skończyło sie jak zwykle. Zamiast zobaczyc pobliski Green Canyon podczas polgodzinnej wycieczki na łodce,  zdecydowalismy sie na ‘body rafting’  – czyli przeprawe przez rzeke z przewodnikiem o wlasnych silach i polecamy z calego serca!!!  Przepiekne widoki,  nieco wysilku,  ale tez super relaks i magia otaczajacej przyrody. Chyba w nagrode za poswiecenie,  gdy wracalismy z przeprawy lodka,  pokazal nam sie maly krokodyl – jak dla mnie to cale szczescie,  ze wyszedl dopiero wtedy ;P

IMG_201508237_091156

IMG_201508237_091240

IMG_201508237_091219

A co do minusow..  mieszkancy Javy rozpoczynaja swoje śpiewne modlitwy okolo 4 nad ranem. Ponadto wielu z nich hoduje ptaki,  np.  my za sciana mielismy 2 dorodne i bardzo rozmowne koguty.  Zatem w to miejsce wybierajcie sie zaopatrzeni w stopery!!

Dowiedzielismy sie tez ciekawej rzeczy na temat wplywu lokalnej społeczności na zycie mieszkancow Pangandaran –  otoz Francuz odwiedzający tam swoja dziewczyne,  opowiedzial nam co go prawdopodobnie czeka,  a co juz spotkalo jego kolege: jesli za dlugo bedzie przebywal w miasteczku,  do jego drzwi zapuka przywodca spolecznosci i miło,  ale stanowczo przedstawi mu dwie opcje: albo sie żeni albo wraca skad przyszedl!

A. 😉

Honeymoon first stop – Dubai

Dubaj.

Planując lot do Indonezji zdecydowaliśmy się na dłuższą przesiadkę po to,  aby móc – chociaż pobieżnie –  zobaczyć to miejsce.

Robi wrażenie – wysokie, nowoczesne budynki,  niezliczona ilość luksusowych samochodów i hoteli i…  37 stopni o 1 w nocy ;))

Odniosłam wrażenie, że w Dubaju wszystko musi być naj –  budynek najwyższy juz jest, podobnie jak pierwszy na swiecie 7-gwiazdkowy hotel,  a teraz buduje sie najwieksza na swiecie opera. Jednoczesnie nie brakuje inspiracji miejscami,  ktore znamy z innych miast –  np.  budynek do zludzenia przypominajacy Big Bena,  czy częśc slynnego Dubai Mall nazwana tak jak paryska Galerie Lafayette ;))

Ruchome schody ciagna sie pomiedzy budynkami w klimatyzowanych holach,  przez co zupelnie nikogo nie widac na ulicach!  Mysle,  ze wlasnie to pozbawia to miejsce duszy i atmosfery,  ktora sprawia,  ze po kilku godzinach czujesz,  ze to za malo i ze chcesz koniecznie tam wrocic (coś,  co poczulam po kilku godzinach zwiedzania w biegu Nowego Jorku 🙂 ).

received_1037621459584177

Widok z Burj Khalifa

received_1037621049584218

Dubai Mall

Nie jest to na pewno nasze miejsce na ziemi,  ale cieszymy sie,  ze moglismy je zobaczyc. Warto!  A z ciekawostek –  w metrze nie wolno żuć gumy 😛

received_10207049860347021

Widok po starcie do Jakarty

A teraz odpoczynek po 8 godzinach lotu i 11 godzinach jazdy busami –  indonezyjskie Pangandaran ;))  Do usłyszenia!

A.